Menu główne:
Poniżej szczegółowa relacja z odbytego przez nas rejsu. Poniżej tekstu znajdują się zrzuty przebytej drogi wodnej zaznaczone kolorem fioletowym, z przybliżeniem osobno na Wrocławski Węzeł Wodny oraz całą trasę.
Pomysł odbycia rejsu z Wrocławia w kierunku morza chodził mi po głowie już od dobrego roku czasu. Aż w końcu nadszedł czas realizacji tego planu.
Nasze drogi wodne zbiegły się nawet z flisakami, którzy zmierzali na tegoroczne Dni Odry. Braliśmy także udział w akcji poszukiwawczej w okolicach Cigacic.
Naszą łódź zwodowaliśmy w porcie Uraz kilkanaście kilometrów od Wrocławia. W porcie jest slip, kilkanaście miejsc cumowniczych (25 zł/doba dla łodzi dł. 5m), prąd i woda na kei, wypożyczalnia sprzętu wodnego (są nawet narty wodne), 3 dobrze wyposażone nowe domki z grillem (koszt wynajęcia 250 zł/doba), a także tawerna z domowymi obiadami. Na miejscu korzystaliśmy też z pomocy mechanika, który ma warsztat w porcie i pomógł nam przy awarii pompy zęzowej. Przyjemne miejsce do spędzenia wolnego czasu i poznania ciekawych wodniaków. Z tamtąd planowaliśmy wyruszyć na zwiedzania Wrocławia, choć nie jest to obecnie najlepszy moment, gdyż z powodu remontów zamknięte są prawie wszystkie szlaki wodne w mieście. Musieliśmy płynąć północnym szlakiem, kanałem Żeglugowym, przez 5 śluz po drodze. W drodze powrotnej do Urazu na trzeciej śluzie Zacisze okazało się, że śluza Różanka ma awarię i nie wydostaniemy się z Wrocławia. Na szczęście w centrum miasta jest bardzo przyjemna marina Topacz i tam mogliśmy zacumować na noc (przystań monitorowana, 40 zł/doba). Następnego dnia nurkowie usunęli awarię i mogliśmy przedostać się do portu Uraz, skąd mieliśmy ruszać na Szczecin. Warto wspomnieć, że dzięki sprawnej komunikacji radiowej na kanale 74 śluzowanie było płynne i bezproblemowe.
Następnego dnia rano wyruszyliśmy w kierunku śluzy w Brzegu Dolnym (różnica poziomu wody to aż 7 m). Przed planowanym śluzowaniem warto przynajmniej dzień wcześniej wykonać telefon i zapytać o stan wody (polecam też sprawdzać komunikaty RZGW) i możliwość przejścia, gdyż często zdarza się, że poziom wody na odcinku od Brzegu Dolnego jest niski lub bardzo niski. Trzeba się uzbroić w cierpliwość, bo śluzowanie trwa dobre 20 min (czeka nas spacer do operatora, aby uiścić należność za śluzowanie). Przyznam, że 3/4 szlaku do Szczecina to nielada wyzwanie nawigacyjne, bo począwszy od portu Uraz w wodzie pływało pełno dużych konarów i gałęzi, dlatego trzeba być skoncentrowanym i lepiej nie rozwijać większych prędkości.
Pierwszym z ciekawszych punktów wycieczki były Malczyce, miejscowość w której przed wojną działał port przeładunkowy i aż cztery stocznie. Jeszcze w czasie wojny w porcie przeładowywano tu milion ton ładunku rocznie, a w latach 50. ubiegłego wieku 100 tys. ton. Do dziś zachowała się jedynie Remontowa Stocznia Rzeczna, zwana obecnie Malbo. Widać ją z wody, więc oczywiście podpłynęliśmy bliżej, by się przyjrzeć. Malbo opuszcza średnio jeden statek na miesiąc (wielkie barki transportowe), które płyną prosto do Niemiec i Beneluksu. Piękną atrakcją nad samą Odrą jest na pewno widok pocysterskiego kompleksu w Lubiążu, który wynurza się z zza drzew by wraz z odległością ukazać swoje całe piękno w barokowym stylu. Jeden z najcenniejszych i najpiękniejszych kompleksów tego typu w Europie. Na dłuższy postój tego dnia wybraliśmy port w Ścinawie, a zachęcił nas do tego nowy pomost cumowniczy, ławeczki wzdłuż rzeki i widok flisaków, szykujących tratwy na spływ. Kilkaset metrów dalej jest "Tawerna przy moście", gdzie można zjeść rybkę i napić się dobrej kawy. Tam też spotkaliśmy kilku flisaków, którzy swoimi opowieściami mogliby zatrzymać nas na kilka dni. Niestety flis ruszał dopiero za trzy dni, a my nie mogliśmy czekać, ale byli i tacy którzy przypływali swoimi łódkami ze wszech stron, by spłynąć w towarzystwie tratw. Dowiedzieliśmy się od miejscowych, że port będzie się rozbudowywał w najbliższym czasie o miejsca noclegowe i prysznice, ale póki co, to przyjemne miejsce na odpoczynek i obiad. Po drodze do naszej docelowej mariny, gdzie planowalismy nocleg, zatrzymaliśmy się jeszcze w Porcie Rzecznym w Głogowie. Tam czeka na wodniaków raptem kilka miejsc do cumowania, nie widzieliśmy też prądu i wody na kei. Obejrzeliśmy nabrzeże przeładunkowe i kilka stojących tam żurawi gąsienicowo-
Ale my zmierzaliśmy dalej. Do Nowej Soli dopłynęliśmy późnym wieczorem, a na pomoście powitał nas miły pan, który przycumował naszego riba, a drugi już czekał by wskazać nam drogę do pokoju. Zaczęło się nieźle...a potem było już tylko lepiej. Niedaleko od pomostów jest kilka 3-
Nawet tak przyjemne miejsce trzeba kiedyś opuścić, musieliśmy przecież płynąć dalej. Wyruszyliśmy o wschodzie słońca, a odpływając z mariny pożegnał nas widok dwóch wędkarzy w towarzystwie dumnie przechadzającego się bociana. Wywołaliśmy na radiu marinę w Cigacicach, żeby zapowiedzieć, że przypłyniemy na postój. Odezwał się pan z RZGW, który poprosił nas o pomoc w szukaniu kajaków i żaglówki, które silny prąd porwał harcerzom cumującym gdzieś na dziko. Rozglądaliśmy się więc uważnie i po kilku minutach zauważylismy na małej plaży grupkę krzątających się harcerzy, którym nie w głowie był już biwak. Krótko po tym minęła nas łódź z Wrocławia, która holowała już zagubiony sprzęt. Tak dopłynęliśmy do portu w Cigacicach (wejście do portu znajduje się tuż za kilkusetmetrowym wałem, znany już pan z RZGW pokierował nas na radiu). W porcie przywitała nas unijna tablica z informacją o portowej inwestycji, więc zapowiadało się nieźle. Do dyspozycji dla wodniaków jest kilkanaście miejsc cumowniczych, prąd i woda na kei, slip, toalety i prysznic. Jak dowiedzieliśmy się od pracownika mariny (bosmana chwilowo nie było) cumowanie łodzi jest bezpłatne. Obiekt jest monitorowany, osłoniety wałem. Można wyjść na drugą stronę wału i na ławeczce w cieniu obejrzeć krajobraz nadorzański. Po odpoczynku ruszyliśmy dalej. Po ponad godzinie płynięcia musieliśmy uzupełnić zapasy wody, więc postanowiliśmy się zatrzymać przy nabrzeżu w Krośnie Odrzańskim. Nabrzeże zostało zrobione z myślą o żegludze pasażerskiej, więc było trochę wysoko i musieliśmy się wspinać do wyjścia. Trzeba ostrożnie wpływać, bo wejście jest wąskie no i stan wody ok 1m. Kilkaset metrów dalej są liczne budki z szybkim jedzeniem i sklepy spożywcze. Krosno Odrzańskie jest dobrym miejscem na przerwę i uzupełnienie zapasów. Jest też opcja noclegu w hotelu "Odra". Po tej przydługiej przerwie przyspieszyliśmy nieco tempa płynąc w kierunku granicy z Niemcami na Odrze i Nysie Łużyckiej. Od razu poznaliśmy niemieckie porządki na wodzie. Od ujścia Nysy pojawia się tor wodny z bojkami, a nie jak do tej pory jedynie znaki nabrzeżne. Nawigacyjnie o wiele lepsze warunki do pływania, ale Odra straciła już ten nieokiełznany charakter, który towarzyszył nam od początku wyprawy.Widząc parasole przy samej Odrze i miejsca cumownicze (do 24 h cumowanie za darmo), zatrzymaliśmy się na orzeźwiający deser lodowy w Eisenhüttenstadt. Pokrzepieni ryszyliśmy dalej, by niedługo potem zobaczyć po lewej stronie rzeki Frankfurt nad Odrą, a na prawobrzeżu Słubice. Mieliśmy duży problem, by dostrzec infrastrukturę dla wodniaków po polskiej stronie, za to nie brakowało jej po stronie sąsiadów (kilka pomostów cumowniczych, mała knajpa na wodzie, Winterhafen z pływającymi pomostami na kilkanaście łodzi).
Innym wartym odnotowanie punktem na naszej trasie do Szczecina była niewątpliwie przystań Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Kostrzynie nad Odrą (sama przystań jest nad Wartą, ok 2 km od rzeki Odry). Na terenie obiektu istnieje możliwość podłączenia się do prądu i pobrania wody. Dowiedzieliśmy się, że bywalcy z namiotami też mogą się tu rozłożyć. Na terenie przystani działa też klub żeglarski "Delfin". W Kostrzynie jest też miejskie nabrzeże przy moście, gdzie można zrobić postój i wyskoczyć na piechotę po benzynę (w odległości 5 min drogi). Zmęczeni podróżą dotarliśmy w końcu do celu. Podróż zakończyliśmy tuż przed Kostrzynem, w miejscowości Górzyca, gdzie miał być rzekomo dobry slip. W praktyce okazał się tragiczny i z wielkim trudem byliśmy w stanie wydostać naszą jednostkę z Odry. Ci którzy go polecają na różnych serwisach motorowodnych raczej nigdy tam nie byli. Można sobie co najwyżej łupinę wędkarską tam slipować:)
Podsumowując wycieczka była bardzo udana. W przyszłości chcielibyśmy przepłynąć Odrą od Wrocławia w górę rzeki.